Karko, przede wszystkim to Szwajcaria, a nie Niemcy i dwa lata temu byl to skandal. Ksiazka jest nadal w sprzedazy, ale bez tych mocnych obrazkow z tego co sie orientuje.
Nie wiem czy to prawda, ale mam nadzieję, że ten projekt nie przejdzie - nóż sie w kieszeni otwiera. Jakby mało było problemów z przedszkolami.
Cytat z Rzepy Kraj bez przedszkoli:
"W przesłanym już do konsultacji projekcie nowelizacji tzw. ustawy oświatowej Ministerstwo Edukacji Narodowej proponuje m.in. nowe zasady naboru do przedszkoli.
(...)
Co proponuje – uwaga, Rodzicu! – i to już od najbliższej rekrutacji, MEN. Wprowadzenie tzw. kryterium dochodowego, które wyniesie zaledwie 539 zł netto na osobę w rodzinie. Tyle samo, ile wynosi próg dochodu uprawniający do otrzymywania finansowego wsparcia z systemu świadczeń rodzinnych. Jeśli zatem ktoś zarobi więcej, trudniej będzie mu o miejsce w tańszym niż prywatne, publicznym przedszkolu.
Cios w pracujących
Co oznacza wprowadzenie takiego kryterium? Minimalna płaca ma wynosić od stycznia 1680 złotych brutto. Będzie to 1237 złotych netto. Łączny miesięczny dochód takiej rodziny wyniesie zatem blisko 2,5 tys. złotych, czyli – zakładając, że dzieci jest dwoje – 618 złotych na osobę. To według MEN za dużo, by zapisać dziecko do przedszkola.
Czy urzędnicy tego ministerstwa nie wiedzą, że walka z pracującymi burżujami to same szkody? Ciekawe też, skąd w naszych rządzących tyle jest niechęci, czasem wręcz graniczącej z pogardą, dla ludzi, którzy starają się żyć na własny rachunek i nie wyciągają ręki po socjalne zapomogi lub świadczenia społeczne? Dlaczego zamiast preferować, a przynajmniej nie dyskryminować aktywnych, samodzielnych, przedsiębiorczych rząd chce ich karać za starania?"
Ale na to wygląda że jak jest rodzina z jednym dzieckiem to nie ma ono szans na przedszkole, bo przecież aby dziecko dostało przedszkole to oboje rodziców musi pracować , więc dwie wypłaty musiały by wynosić ,mniej niż 1630zł. Czyli każdy z rodziców musiałby zarabiać po 800zł
Działalność mojej 3-latki w czasie, kiedy przygotowywałam obiad:
- poszła do WC pod pretekstem załatwienia się i zdjęła całą rolkę papieru toaletowego (a kupujemy taki mega wielki w makro, rolka o średnicy 20-25 cm. No więc zdjęła tę rolkę i całą rozwinęła, plątając się w to. - swoją szczoteczką do zębów wydłubała większość mojego dezodorantu (w sztyfcie) - prawie nowy był! i rozmaziała to w zatyczce do maszynki do golenia swojego taty. Dodatkowo umaziała sobie tym jedno oko i do końca dnia płakała, że ją szczypie. - dobrała się do pianki do włosów (zdążyłam przed katastrofą!).
i to wszystko trwało może kilka-kilkanaście minut, które mogły być potrzebne na spokojne załatwienie się w WC (a więc nie wzbudzało to moich podejrzeń).
Echhhhhhhhhh.
-- Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia.
ehh Jaca a teraz pomnóż to razy dwa gdy moje małe potworzaki idą myć rączki :P U mnie niestety się sprawdziło bardzo ze gdy są ciszej to znaczy że się świetnie bawią a mama będzie mieć dodatkową pracę i coś "samo sie" zrobi (niestety najczęściej coś mniej chcianego)
Nie bardzo wiem, gdzie zapytać, ale spróbuję najpierw tutaj. Czy ma może któraś z Was doświadczenie z taką odżywką wysokoenergetyczną u dzieci? Miki i tak nigdy nie należał do grubasów, a teraz po chorobie (zatoki) schudł i nadal je jak ptaszek... W przedszkolu poza chlebem i pomidorami chyba w ogóle nic nie je :-(
Livio, myślę, że warto pogadać z pediatrą czy coś takiego jest odpowiednie. Może zaleci jakiś syrop wzmacniający apetyt, może poziom żelaza jest zbyt niski i trzeba cos podać... Ja sama piłam kiedyś odżywki, miałam to zalecone przez dietetyka (ale inne, niż pokazałaś). Smak był średni. W sumie też nie wiem, czy u niejadka nie spowoduje to jeszcze większego "odwyknięcia" od normalnych posiłków. Moja Marta tez je kiepsko (ale nie traci na wadze, wagowo wygląda przeciętnie), i wiem, jak to spędza sen z oczu.
No właśnie nie chciałabym, żeby w ogóle przestał cokolwiek jeść.... Ale obawiam się, że na owocach, ogórkach i pomidorkach to mi raczej nie przytyje. Z pediatrą już o tym rozmawiałam i nie miała nic przeciwko, ale chciałam jeszcze "zasięgnąć języka".
Hej dziewczyny, no i doprowadził mnie do ostateczności ten mój 6 latek, że musialam napisać i pozawracać Wam głowę. Mamy problem z jedzeniem Bruna. Otóż, Bruno jak był małym chłopcem i zaczynał przygodę z jedzeniem, byłam pełna radości i dumy:) Wcinał wszystko, warzywa, owoce, ryby, mięsko, jaja. Potrafił zjeść jajeczniczkę z 2 jajek mając roczek. Cieszyliśmy się jak głupi, bo jedzenie starszego brata przysparzało nam siwych włosów każdego dnia. Cieszyliśmy, że Bruno będzie inny:) No i trwało to do 2 roku życia. I skończyło się bezpowrotnie. Bruniasty funkcjonuje na kotletach mielonych ( gruby kotlet) i cienkich ( z piersi lub schabowy). Zupy to rosół i pomidorowa ( przez sitko nalewano, bo jak zobaczy najmniejszy kawałeczek zieleniny, to juz koniec, po jedzeniu). Z warzyw je marchewkę i ziemniaki. Z owoców, jabłka i banany. Makabra istna. Niestety, od kilku dni nawet to przestał jeść. Przedwczoraj był cienki kotlecik, ziemniaczki i marchewka, no i nie zjadł. Podarowałam, bo stwierdziłam, że to jednorazowy incydent. Niestety, wczoraj ugotowałam rosół i też nie zjadł. Najchętniej funkcjonowałby na płatkach kukurydzianych z mlekiem i bułkach z masłem, bo kanapek z wędliną też nie zje. Jedyną "wędlinę" jaką jest w stanie zjeść, to mielonka tyrolska, na którą ja juz patrzec nie mogę. Dodam, że moje dzieci są drobne i raczej z tych najmniejszych w klasie. Ja jestem drobna i byłam niejadkiem i najmniejsza w klasie, ale jadłam wszystko. To znaczy memlalam, ale jadłam i chociaż znałam smak różnych rzeczy. Bruno nie zna , nie pamięta, większości smaków bo zwyczajnie niczego nawet nie próbuje, tylko od razu mówi, że nie lubi. Mój małż też jest z tych niższych (170). W dzieciństwie również był drobny i niski i niejadek, ale to co wyprawia Bruniasty to ludzkie pojęcie przechodzi. Boje się, że w końcu zacznie chorować, nie będzie rósł... Nie wiem słuchajcie, co mam robić. Czy zmuszać go do jedzenia ( mój mąż raczej z tych, co konsekwentnie siedzi przy nim i każe zjadać) a ja, no cóż, szkoda mi go, jak widzę jak mu w buzi wszystko rośnie, ale z drugiej strony mam ochotę tez siedzieć i czekaniem zmusić do jedzenia. A Bruno siedzi i płacze. No ręcę opadają:( Mam nadzieję, że mi pomożecie, bo ja juz tracę siły:( Jak zachęcić go do zjedzenia czegokolwiek? Prośby i groźby nie działają. Jak mu mówię, że będzie miał szlaban, to on mówi, że dobrze, nie protestuje. A więc szantaż nie działa. Jak mu mówię o jakiejś nagrodzie, również zero motywacji. Chociaż, nie wiem, ale przecież jeść musi i chyba nie powinno się za to nagradzać...Już sama nie wiem, wyjątkowo ciężki egzemplarz. Słodycze wyeliminowane. Zresztą, i tak nie jadł ich dużo a i w moim domu mało ich jest i sa kupowane sporadycznie, a poza tym, jak już kupuję to raczej są to jakieś ciasteczka a nie cukierki, żelki czy lizaki. Poradźcie coś, błagam, bo juz sił mi brak:(
Migotynka mam to samo z moim 9latkiem, od ponad 2lat tak je, wyniki ma dobre i pani pediatra twierdzi,ze zmuszac nie mozna, bo zrazi się zupełnie i jedzenie będzie mu się źle kojarzyło. Jak był mały wsuwał aż mu się uszy trzęsły, zjadał co popadło w ilościach jakie pochłania niejeden dorosły, teraz 3letnia siostra ma tak samo, zjada swoje porcje, brat i jeszcze przyjdzie do mamy i taty podskubać ;) Nie wiem, czy za kilka lat też będzie szczupak jak Adaś, moze taka ich uroda, podejrzewam,ze jak przyjdzie okres dojrzewania nasi synowie nadrobia brak, dopóki są zdrowi i wyniki dobre, nie ma co się przejmować :) I napewno nie zmuszać, bo sytuacja się pogorszy a dodatkowo stres naprawdę moze odbić się na zdrowiu synka
Lencia, dzięki za odzew:) Dzisiaj znów makabra. Wczoraj postanowiłam skończyć z tymi cienkimi i grubymi, no bo ile można je robić??? Zresztą, jak i to przestało mu smakować? No i dzisiaj zrobiłam pieczone ziemniaczki i łososia pieczonego. No i co? I nic, zjadł ziemniaki, ryby nawet nie spróbował. A przy tym ile się napłakał, to moje:( ' Martwi mnie jednak jego wygląd, nie chodzi mi tu o wzrost i wagę ( bo ta piórkowa) ale o jego twarz. Ma sińce pod oczami, jest blady jak ściana. Jutro idę z nim rano na pobranie krwi i oddam jego mocz na ogólne. Zobaczymy, jakie będą wyniki, ale powiem szczerze, że boję się, czy nie ma czasem niedokrwistości? Jeśli wyniki będą ok, to już chyba te cienkie i grube będę robic na zmiane. Ręce mi opadają:(
Migotynko, dobrze, że idziecie na badania, bo przyszło mi do głowy, że to jego niejedzenie może być skutkiem czegoś, a nie przyczyną.... Trzymam kciuki, żeby jednak wyniki wyszły dobre. Też mam w domu taki "oryginalny" egzemplarz - kiedyś wsuwał wszystko jak leci, a teraz nawet nie chce próbować żadnych nowych smaków. Też ma kilka ulubionych potraw, ale przecież nie mogę mu codziennie robić tego samego, bo i to mu zbrzydnie :-/ Na pewno zmuszaniem nic dobrego nie osiągniecie, poza większym buntem :-(
Dziękuję Livia, mam nadzieję, że wszystko będzie ok:( No właśnie, jest tyle smacznych potraw, warzyw, owoców, a on nic nie chce i od razu mówi, że nie lubi i koniec. I uwierzcie mi, nic na niego nie działa. Ani przetrzymanie, ani prośby, groźby czy szantaże i przekupstwa. Nie chcę też, aby jego jedzenie miało związek z czymkolwiek takim. Chciałabym, aby zaczął po prostu jeść... Muszę sobie zrobić listę rzeczy, które Bruno jada i w miarę lubi. Będę mu to wszystko na zmiane robić, bo nic innego nowego na pewno mu nie przejdzie:( To chyba jedyne wyjście.
Migotynko, ja bym nie zmuszala Bruna do jedzenia. Zapytaj Go przed każdym posiłkiem na co ma ochote,jest na tyle duzy,aby sobie np.sniadanie czy kolacje przygotować sam,posmarowac masłem,oblozyc czym tam chce. Moja starsza corka ( 5.5 roku),je jednego dnia wedline,drugiego dnia już nie lubi, tak samo z serem. Czasem chce zjeść tylko sucha bulke mleczna np. i je tak,do niczego nie zmuszam. Tak samo obiady, z reguly zje wszytsko,innym razem podziubie jak ptaszek. Nie zje obiadu,trudno. Zjada potem owoca i np.jogurt. Bez parcia,bo się calkiem zniechęci.
Moja córka też była niejadkiem, miała kilka popisowych potraw które lubiła, ale można je było wyliczyć na pacach obu rąk, przez 3 lata gotowałam trzy zupy na krzyż: rosół, ryżowa i pomidorowa, aż tęskniłam za żurkiem, ogórkową, jadła suchy makaron, suchy ryż, chleb, jajka i ryby, z warzyw nic nie chciała jeść, z owoców jabłko i czereśnie. Ziemniaki pierwszy raz spróbowała gdy miała 4 latka i to w przedszkolu, bo w domu jak zachęcałam by chociaż spróbowała to nie chciała. Czasem jak miała dobry dzień to zjadła np kawałek kotlecika z kurczaka lub taki gotowany kurczak z rosołu, ale to ociupinkę. Moja mam martwiła się że będzie miała anemię, mówiła idź do lekarza, niech jej przepisze coś na apetyt, ale ona rosła, była zdrowa, lekarz mi zawsze powtarzał, że jeżeli dziecko chce jeść dzień w dzień np naleśniki niech je. Pamiętam jak gdy miała chyba z dwa latka i jadła na obiad suchy ugotowany makaron penne, a ja pod stołem wkładałam w te rurki kawałki kurczaka tak by się nie zorientowała, gdy nie zauważyła zjadła gdy zobaczyła odłożyła. Jak poszła do przedszkola na początku też jadła tylko pare rzeczy, ale z m-ca na miesiąc zaczynały jej smakować nowe rzeczy, teraz od września jestem w szoku, bo je prawie wszystko, nawet ostatnio mi powiedziała, wiesz mamo dzisiaj było na obiad takie mięsko z kapustką smaczne - zjadła bigos Ma też swoje smaki ostatnio zażyczyła sobie spaghetti z krewetkami, zjadła całą porcję
Dziewczyny, dzięki za opisy waszych dzieciaczków, ale napisze Wam co je: śniadanie - płatki kukurydziane z mlekiem, pieczywo chrupkie wasa z mlekiem( maczane w mleku), ew. kulki nesquick z mlekiem, 2 grzanki z masłem. obiad - kotlecik gruby lub cienki, czasem pulpety + ziemniaki. Czasem ma ochote na marchewkę do obiadu. Spagetti ale z samym sosem pomidorowym - mięsa nie ruszy. Czasem zje kopytka ale bez żadnej okrasy. zupy - pomidorowa lub rosół. Żadnej innej nie zje. Zupy muszą być wlane przez sitko, bo inaczej nie ruszy. Kolacja - to samo co na śniadanie, ewentualnie wypije kakao, kanapka z mielonką ( sera i innej wędliny nie dotknie) Czasem z owoców banana lub jablko. A z ryb to ew. paluszki rybne frosty czasem zje. 2 nie więcej:( Czy to wystarczające jak dla 6latka? Jeśli badania wyjdą ok, no to poczekam na lepsze czasy serwując mu powyższe:(
Monteniu - masz racje, nie będę zmuszać i zachęcę go do przygotowywania samemu sobie jedzenia ( no w miarę możliwości). Kasiu - byłam mega szczęśliwa, gdyby Bruno jadł tyle fajnych smakołyków, co Twoja córcia:) Zazdraszczam:)
Migotynko ale każde dziecko jest inne i każde przekonuje się do jedzenia w swoim czasie, moja do niedawna nie jadła warzyw a teraz je pomidora, ogórka paprykę czerwoną kalafiora i fasolkę szparagową to tyle, ale rok temu nie jadła żadnych. Migotynko jeżeli Twój syn rośnie, jest zdrowy, prawidłowo się rozwija to nie przejmuj się, a na pewno nie truj mu nad głową bo będzie kojarzył jedzenie z czymś negatywnym. Moja też lubi tosty, najlepiej suche, a jak ma ochotę na ser np kozi to musi być z boku na talerzu, nigdy na kanapce, tak samo plaster pomidora lub kawałek ogórka, a takie chrupiące bułki twój syn lubi?? bo moja mogłaby jeść co dzień.
Tak Kasiu, bardzo lubi. Faktycznie, nie napisałam. Pieczywo je każde właściwie, pszenne, razowe, pelnoziarniste, ciabaty, czosnkowe. Z tym nie ma problemu.
Miogtynko, oczywiście ze w miare możliwości . Obiadu sobie nie ugotuje,ale niech posmaruje chlebek sobie,niech naleje do platkow mleka itp. Niech sam wybiera co chce jesc,zobaczysz ze po kilku dniach Mu się znudzi i zacznie wolac co innego. Możesz polozyc na talerzyku z boku pokrojonego pomidorka,ogorka ,paprykę może sobie wezmie. Jak nie to zjecie z rodzinka:)
Mam nadzieję Monteniu, że zacznie jeść w końcu. Byłam już z Brunem rano na pobraniu krwi, był taki dzielny, nawet nie syknął:):) Ale później, jak wyszliśmy, był taki tym wydarzeniem przejęty, że bidul zwymiotował przed przychodnią:( Był bladziutki jak ściana, tak mi go szkoda było:( W poniedziałek będą wyniki.
Hej dziewczyny:) Parę dni minęło i póki co jest SUPER:):) No, przynajmniej w naszej kategorii:) Otóż, co do wyników Bruna, to muszę niestety powtórzyć morfologię, gdyż wyszły wysokie Neutrocyty i niskie Limfocyty, więc jakis stan zapalny go tłucze no i muszę zrobic żelazo, aby wykluczyć anemię. Hemoglobina jest w normie, ale w tej niższej wartości ( ledwo łapie się w normę) , tak więc jeszcze raz będziemy kłuć. A jeśli chodzi o to pobieranie, to muszę Wam napisać, że Bruno był starsznie dzielny:) Był przejęty, ale nie pisnął nawet przez zęby podczas pobierania, choc w jego oczkach można było wyczytać przerażenie i strach:( Jak juz pielęgniarka skończyła, poprosił mnie szybko o wodę i być strasznie bladziutki. Szybko wyszliśmy na powietrze a on bidulek, z tego wszystkiego, z tych emocji zwymiotował na chodnik przed samym wejściem do Medicovera:( I tak patrzy na mnie i mówi jeszcze „przepraszam”, a mi aż płakać się zachciało, że tak to przezywa:( Wyprzytulałam go za wszystkie czasy:) No i muszę Wam powiedzieć, że doszliśmy z nim do pewnego konsensusu:) Otóż, w piątek wieczorem, poprosiliśmy go na rozmowę i oświadczyliśmy, że wypisujemy na kartce wszystkie dania, które lubi jako tako. Proponujemy, aby on sam wybrał sobie spośród nich 7 dań, które będzie chciał zjeść na każdy dzień tygodnia, ale pod warunkiem, że będzie ładnie jadł. Jeśli nie, to ja będę mu serwowała to, co zrobię, więc między innymi masę rzeczy, których on nie jada. Krótko mówiąc, będzie jadł to, co chce ale pod warunkiem, że ładnie zje. Pomyślał, podumał i zgodził się. Wypisałam wszystkie dania a Bruno wybral sobie 7 dań i tak od soboty je CUDOWNIE:) W sobotę zjadł sznycel z piersi kury z ziemniaczkami i brokułem. W niedzielę pierś panierowaną w płatkach kukurydziany i frytki :), w poniedziałek zjadł znów sznycel z piersi i z ziemniakami i z gotowaną marchewką , we wtorek opędzlował barszczyk ukraiński, ale oczywiście bez buraczków na talerzu i koniecznie wlany przez sitko ( co by nic zielonego nie pływało, wrr) z ziemniaczkami. A dzisiaj zrobiłam pulpety w warzywkach, ziemniaczki i brokuły, no i zjadł 2 pulpeciory ( a ulepiłam je naprawdę spore) , ziemniaczki i kilka kwiatków brokułowych. Kolacje i śniadanka je ładnie, tzn na przykład płatki kukurydziane z mleczkiem, a to jogurt naturalny z bułeczką, rano - kanapke z nutellą, pieczywo WASy chrupkie ( tez z mlekiem, generalnie to taki mlekołak, uwielbia je w każdej postaci), tosty z masłem ( niestety tylko, bez dodatków), domowe hot-dogi. A to czasem banana zje albo jabłko. Tak sobie myślę, że chyba jednak to pobieranie krwi troszkę go zmotywowało. No i to, że mogł samodzielnie podjąć decyzję, co i kiedy będzie jadł. Menu nasze wisi w centralnym miejscy w kuchi i codziennie, co kilka godzin podchodzi i czyta, co tu jutro czy pojutrze mamy na obiadek. Pamięta skubaniec wszystko:) Mam nadzieje, że juz tak zostanie a z czasem może nawet zacznie próbować nowe rzeczy. Kochane, dziękuję za rady:) Od każdej z Was coś zastosowałam i jest póki co git:)
Migotynko super pomysł z tym menu, możecie za jakiś czas np jeden dzień w tyg zmienić na jeszcze jakąś potrawę i w ten sposób za jakiś czas z 7 potraw które je zrobi się 14 a ty też będziesz miała większą swobodę gotowania. A co do zupy krem, to mój mąż, stary koń nie ruszy, mówi że to gęste i jakieś dziwne, przez zęby ucieka Własnie u nas też tak jest, że nam się czasem wydaje, że jest coś trudne do wprowadzenia, bo dziecko nie zaakceptuje, a to najczęściej siedzi w naszej głowie. Ja np powiem jak zaczęłam ograniczać słodycze córce, to nie chciałam wprowadzić modelu skandynawskiego czyli słodycze tylko jeden dzień w tyg i powiedziałam jej pewnego dnia, że trzeba dbać o zdrowie i zęby i od dziś będzie jeść słodycze tylko 3 razy w tyg, narysowałyśmy tabelki na kalendarzu i je słodycze we wtorki, czwartki i soboty, oczywiście wyjątkiem są okazje, jakieś święta, urodziny, to wtedy je słodycze też w ten dzień, a tak to nie. Nawet soczków słodkich, takich naturalnych w tym dniu nie poje, tylko wodę, kawę inkę lub herbatę (ale z cukrem), jak ma ochotę na śniadanie na chleb z miodem to zje, bo nie traktuję tego jako słodycz i powiem wam że myślałam że będzie ciężko, że będzie płacz i próby namawiania, wymuszania, ale ona przychodzi i się pyta mamo mam dziś dzień ze słodyczami, czy nie i ja odpowiadam - ten system działa u nas już ponad rok. wiadomo w ten dzień co może jeść słodycze też nie jest tak że je batony, cukierki żelki cały dzień. może zjeść parę rzeczy przez cały dzień. Już nie muszę mówić że moją decyzję pochwaliła dentystka i jeszcze mam dodatkowo argument, żę jak nie będzie myła zębów, bo czasem nie chce to nie będzie wcale słodyczy, bo one niszczą zęby zawsze działa
Migotynko, skoro lubi pulpety, to ugotuj warzywa na parze, zblenderuj i wymieszaj z mięsem na pulpety w stosunku 2/3 mięsa i 1/3 warzyw - to najlepsze proporcje, wtedy dajesz max ile się da warzyw, ale jest ich zbyt mało by się to jakoś specjalnie czuło. Ja tak czasami robię Adasiowi. U nas nie ma takiego problemu bo dziecię je wszystko, ale czasami dla odmiany takie właśnie pulpety robię.
Migotynko, super - masz bardzo mądre dziecko :-) A co do warzyw - ja ugotowane i zblendowane dodaję do ciasta na pizzę (plus kasza manna, quinoa) - do tego oczywiście woda, oliwa, drożdże, mąka + przyprawy. Szkoda, że do parówek tak się nie da
Dziewczyny, jak Wasze dzieciaki przechodziły Bostonkę? No i czy zaraziłyście się od dzieci? U Mikiego w grupie dziecko zachorowało i podejrzewam, że Mikołaja też dopadło - całą noc i dzisiejszy dzień dość wysoka gorączka, no i wieczorem zauważyłam pypcia w buzi i dwa na tyłku, a prawa dłoń jakaś taka zaczerwieniona... Wiem oczywiście, że to wszystko nie musi być ze sobą powiązane, ale jakoś czuję, że to to cholerstwo.
Moje obie corki miały bostonska, ale niewiele im wysypalo,po kilka pecherzykow w buci,na wnętrzach stop i dłoniach (mlodsza zaczela wysypka na pośladkach schodzaca w dol nog). Zarazily mnie i ja miałam nawet na sutkach (bo karmiłam piersią w czasie tej choroby),w buzi 1-2, na dłoniach i stpach po kilka pecherzykow. ale jak się tworzyly to dość mocno bolało,tak ze musiałam chodzic na krawędziach stop.
Dzięki Montenia. Kurczę, powiem Ci szczerze, że właśnie bardziej boję się o siebie, niż o Mikołaja... Już zakazałam Dziadkom odwiedzin na wszelki wypadek, ale ja niestety nie mogę np. nie przytulać Mikołaja, albo nie pomagać mu w toalecie. Chociaż myję maniakalnie ręce (jak zwykle zresztą) i Mikiego też pilnuję, to i tak się pewnie gdzieś ten cholerny wirus zawieruszy.
Livia, ale niekoniecznie się zarazisz. U nas zaraziłam się tylko ja od dzieci, a teściowie,maz i moi rodzice ,którzy nas odwiedzali wcale się nie zarazili
LIVIA moja Ninka miała bostonkę rok temu i przeszła nie za fajnie, ale głównie dlatego, że ją w buzi zmasakrowało. Więc ani jeść, ani pić ani nic.
Natomiast ani ja , ani mąz się nie zaraziliśmy. Ale mój bratanek też wtedy miał i bratową dopadło. I to masakrycznie. Taki ból, że chodzić nie mogła -- to, co Mont pisze.
Gdzieś wtedy czytałam, że dorosłych może gorzej zmasakrować niż dzieci.
A raczej Miki to ma, skoro wirus panuje a on ma temperaturę i pypcie w miejscach, gdzie występować one powinny własnie.
Dzięki dziewczyny, chociaż nie brzmi to wszystko zbyt optymistycznie Dziś Miki bez gorączki, nadal jeden pypeć w buzi, dłonie i stopy czyste. I bądź tu człowieku mądry....
Mam, może głupie pytanie - czy zauważyłyście u Waszych przedszkolaków, żeby przy przedłużającym się przeziębieniu (zahaczającym o zatoki) pogarszał się dzieciakom słuch? Miki od wczoraj ciągle powtarza "co mówiłaś mamusiu?", każe sobie robić absurdalnie głośno bajkę, chociaż wcześniej wolał dużo ciszej i twierdzi, że nie słyszy... Wczoraj myślałam, że to rozkojarzenie po przedszkolu, zwłaszcza, że był zmęczony i wściekły na cały świat, ale dziś jest gorzej Nic go nie boli, ma "tylko" resztki kataru. Oczywiście jutro polecę z nim do lekarza, ale niepokoję się strasznie.
Livia,moja starsza corka ma wlasnie ten problem. W zasadzie przy każdej infekcji jest glucha na jedno ucho . Miala zdiagnozowany niedosłuch,ale to było wlasnie w trakcie infekcji i dodatkowo po antybiotyku Fromilid(on może okresowo powodować niedosłuch). Mielismy powtarzane dwukrotnie audiogram i wychodzi prawidłowo(nie była chora wtedy).
Liv, niestety mozliwe ze katar = slabsze slyszenie u mojej mlodej kazdy katar konczyl sie pogorszeniem sluchu (nawet po wycieciu 3go migdala) Lepiej skonsultuj to u laryngologa
Hyde ma rację przy przedłużającym się katarze nawet alergicznym możliwe jest że dzieć będzie gorzej słyszał. W zeszłym roku problem taki miała moja koleżanka z synkiem, martwiła się że gorzej słyszy, pytałam się wtedy koleżanki która jest surdopedagogiem i robi badania dzieci z wadą słuchu i powiedziała, żę przy katarze nigdy się nie bada słuchu, bo zawsze wyjdzie niedosłuch, u niej jak katar minął młody zaczął lepiej słyszeć
Dzięki dziewczyny, na pewno skonsultuję to z laryngologiem, bo to za poważna sprawa, żeby sobie "przeczekiwać". Na pewno nie jest to katar alergiczny, bardziej skłaniam się ku temu nieszczęsnemu trzeciemu migdałowi, bo już kiedyś miał stwierdzony przerost wszystkich trzech migdałów, ale wtedy przed operacją uchroniła go Immunotrofina. Poza tym gada nosowo i ciągle ma otwartą na oścież buzię... Ciekawe jak będzie wyglądało badanie uszu, bo na razie żadnemu z pediatrów się nie udało mu tam zajrzeć, bo ma strasznie wąskie przewody słuchowe
Livia, ja miałam jako dzieciak podobnie do Twojego Mikiego- gorzej słyszałam, oddychałam tylko buzią (dochodziło do sytuacji gdzie się krztusiłam jedzeniem, bo musiałam wziąć oddech) no i w nocy okropnie głośno oddychałam. Wyszło, że migdałki- tylko mnie bardzo późno zdiagnozowali i zabieg był jak miałam 5,5 roku. Trzeci wycięli, dwa zmniejszyli i, jak mama wspomina, 'inne dziecko' Aaa i śmiem uważać, że dla dziecka leczenie tej przypadłości to w sumie frajda- jeden dzień na głupim jasiu a potem przez dwa tyg zalecone jedzenie lodów. Codziennie
Dzieciom na głupim jasiu chyba nie usuwają. Na pewno w narkozie. Ja miałam w wieku 19 lat wycinane podniebienne, wlasnie na głupim jasiu i to był koszmar i watpie,ze dziecko by wytrzymalo i jeszcze do tego siedzieć bez ruchu.
na glupim jasiu to dziecko jest przed podaniem narkozy, mysle ze o to Lexii chodzilo moj maz, stary chlop, a po kazdym katarze ma problemy ze sluchem, lekarz powiedzial ze to wlasnie skutek takiej a nie innej budowy ucha (jak go nasz doktorek obejrzal to stwierdzil ze nasze dzieci niestety budowe uszu to po nim odziedziczyly)
Liv nie chce cie martwic ale mowienie nosowe, chrapanie, otwarta buzia to sa wlasnie objawy przy przerosnietym trzecim, im szybciej zrobicie z tym porzadek tym lepiej, zwlaszcza ze pojawia sie kwestia problemow ze sluchem; bylas kiedys w tej naszej klinice? tam troche inna technika jest sprawdzania i uszu i trzeciego (przynajmniej w porownaniu z tymi u mnie i w 2 innych szpitalach). ewentualnie moglabys sprobowac zapisac sie do kajetan, teraz terminy na maj juz sa ale nie szkodzi sie na konsultacje wybrac
swoja droga zaledwie kilkanascie dni temu moja corka miala katar, zauwazylam ze slabiej slyszy, ale uslyszalam od pewnych osob "nastolatki tak maja, zluzuj". Jednak majac za soba 4 operacje i obserwacje dzieciaka wiedzialam ze to nie jest zwykle nie chce slyszec... jak pojechalismy na kontrole to bylo juz b.slabo i musiala miec zabieg na cito. wiem ze ona to specyficzny przypadek ale wlasnie przypadek spowodowany lekarksim "a bo dzieci tak maja ze udaja ze nie slysza" i "wyrosnie z tego, po co jej te migdaly ciachac, poczekajmy"
Aniu, no właśnie do Krajmedu z nim chodziłam, jak kiedyś też tak po katarze długo oddychał buzią i chrapał i wtedy pani doktor orzekła przerost wszystkich migdałów. Powiedziała, że spróbujemy leczenia Immunotrofiną - jak nie pomoże, to plastyka migdałów. No ale pomogło na długo, więc sprawa ucichła. A teraz widzę, że jednak trzeba pewnie będzie co nieco ciachnąć :-( Właśnie miałam w głowie historię Twojej Gabrysi, dlatego od razu szłam do Krajmedu (i teraz też), a nie do rejonowej pediatry, która jest może i bardzo sympatyczna, ale NIGDY Mikołaja dokładnie nie zbadała.
czasami nie tylko pediatra nie potrafi dobrze zdiagnozowac ja przerobilam wielu laryngologow w naszym szpitalu, porazka, baaa oni nawet kontroli nie potrafili zrobic bo "a wie pani ja tu nie wiem czy dobrze jest bo u nas to sie gdzie indziej dreny wstawia i nie widze czy dzecko go w ogole ma"
ja bym na twoim miejscu probowala jednak wziac skierowanie od pediatry i zapisac sie do Kajetan macie na miejscu i jedno i drugie, zawsze mozna skonsultowac
Z tym glupim jasiem to o to mi wlasnie chodzilo, ze przed, potem narkoza. Livia, mnie 'diagnozowali' 2 lata zanim w koncu odkryli, ze to migdaly. Mieszkam w Zorach na Slasku- 5 lekarzy i nic. Dopiero 6. stwierdził, ze on nie wie, ale odeslal mnie do kliniki w Chorzowie i tam w koncu sie mna zajeli. Dwa lata meki niepotrzebnie... A wydaje mi się, ze objawy mialam dosc oczywiste
Lexia, no właśnie to dla mnie niezrozumiałe, że tak późno się to diagnozuje, zwłaszcza, że wystarczy odpowiednim przyrządem zajrzeć w gardło i voila :-/