U mnie na szczęście nie ma żadnych smrodow na zewnątrz. Przez ostatnie lata pranie suszylam głównie na ogródku, w lecie codziennie, chyba że padał deszcz. Teraz mam balkon, więc też będę używać, już raz wystawiałam pranie, bo była piękna pogoda :) mi nic nie śmierdzi, pięknie pachnie płynem i świeżością.
Ja jak wywietrze w dzień to tez pięknie pachnie świeżością (szczególnie lubię jak pościel i ręczniki przemeozi albo wiatrem pachną) Niestety muszę pilnować pór wywieszania kiedy ludzie w pracy i w piecach nie pała. Mieszkam w dzielnicy domków jednorodzinnych i zima mamy tu mgle normalnie. Tyle razy juz problem bym zgłaszany i nic. Daje sa ludzie którzy pała szmatami i smieciami. Najgorszy jest jednak wulkanizator za zakrętem który wieczorowa pora lubi oponę czy inny plastik podrzucić.
A propos oszczędzania a bardziej wydatków - zrobiłam w biedronce zakupy uzupełniające braki w spiżarce i lodowce - wydałam 220zł z czego żadnego mięsa, gotowców ani żadnej chemii nie brałam a z mrożonek truskawki i szpinak. Ze „zbytków” sa dwie garście śliwek w czekoladzie.
alfaromeo: A to ja na zewnątrz nie lubie suszyć, pachnie mi potem pranie "mokrym psem".
A u mnie przy suszeniu w mieszkaniu (zimą inaczej się nie da...) pranie nie jest zbyt świeże, mimo pachnącego płynu do płukania. Na dodatek ta wilgoć w powietrzu. Dlatego kupiliśmy elektryczny pochłaniacz wilgoci - włączam w pokoju z praniem i zamykam pokój. W 3-4 godziny ściąga ok. 1,5-2 l wody. Jak pranie jest już w 2/3 suche, to wyłączam, bo wiadome - koszty prądu. W sobotę miałam 12 st. w słońcu - pierwszy raz w tym roku wyniosłam pranie na balkon i super podeschło tej największej wilgoci. Od wczesnej wiosny, do późnej jesieni to tylko na balkonie suszę - osiedle bloków na peryferiach miasta, więc zanieczyszczeń zbytnio nie mam. Jedynie wiosną, gdy kwitnie sosna (las mam zaraz obok) muszę uważać, bo mi się pyłek żółty osadza.
MrsHyde: szczególnie lubię jak pościel i ręczniki przemeozi albo wiatrem pachną
Ooo, też to lubię. I zimą często wystawiam pościel na mróz na balkon.
My wydajemy tygodniowo ok 250 zł na jedzenie, bez wielkich ekstrawagancji. No ale jest nas pięcioro już. Jeszcze inny pomysł na oszczędzanie - piszę, ale jestem przekonana, że większość z nas jest bardzo gospodarna: Próbuję nie marnować mięsa z rosołu. Miksuję je i robię z nich pulpety lub mocno doprawiam i są do lasagne albo innego dania, gdzie normalnie byłoby mielone.
Piszę o tej gospodarności, bo w PL ogólnie mało jedzenia marnujemy w porównaniu np. do USA. Trzeba to u siebie docenić.
Ja mięso z rosołu zjadam normlanie... uwielbiam :) Podobnie jak koelzanka wyżej, jakeis 250 tygdniowo na jedzenie pojdzie... Kupuje ogolnie jedzenie na styk, żeby wszystko zjesc i nie wurzucac ... czasem zdarza się, że jakies warzywa wyrzuce... (sałata, ogolrek, pomidor...:P) o ktorych zapomne, ze gdzies leżą, albo np. ktos dal mi ziemniaki :P a ze jemy ich mało.. to robi sie nam nadmiar :)
Sieciówka, zamiast pojedynczych biletów. Płacę 100 zł miesięcznie, a nie dwa razy więcej. Jest to też wygoda, nie tracę czasu na kupowanie w kiosku. Ubrania albo z ciuchbudy, albo bardzo dobrej jakości (na lata) ze sklepu. Podobnie z butami - mało par, ale te, które kilka lat temu kupowałam za 500-600 zł, noszę do dziś i mimo ciągłej eksploatacji, nadal dobrze wyglądają. Mam tez konto oszczednosciowe :)
U mnie odpadają jakieś ryzykowne opcje takie jak oszczędzanie na giełdzie czy kryptowaluty. NIe znam się na tym i na pwno nie bedę tak oszczędzała. Poza tym dużo się słyszy o tym jak ktos stracił przez coś tkaiego pieniądze. Zdecydowanie bardziej wolę bezpieczniejsze opcje takie jak lokaty czy konta oszczędnościowe. Można porównać sobie je na tej stronie: https://www.tanie-konto.pl/ranking-kont-oszczednosciowych/